Generalnie mam jeszcze takie dodatkowe spostrzeżenie, że Australijczycy kochają się ścigać... Konno, kłusakami czy samochodami. Przy zbliżaniu się do każdej miejscowości można było obserwować z powietrza prywatne tory do ćwiczenia koni czy kłusaków a czasem tez małe lokalne tory samochodowe.
Kolacja w miłej knajpce z DOBRYM jedzeniem i w otoczeniu wyłącznie "rasowych" Australijczyków z interioru, przy czym w Mildurze i okolicach zważywszy na wilgotniejsze miejsce, z racji całorocznej rzeki, są hodowane winogrona i robione niezłe wino.
Rano następnego dnia wczesna pobudka i na lotnisko. Podczas przygotowań do lotu odkryliśmy że lotnisko Mildura podobnie jak Port Pirie podczas II wojny także było siedzibą wielkiego ośrodka szkolenia pilotów RAAF (Royal Australian Air Force). To tu przeniesiono dużą część operacji szkoleniowych w maju 1942 roku z Port Pirie. Jest nawet przy lotnisku zorganizowane muzeum poświęcone wojennej historii lotniska i żołnierzy RAAF.
a następnie z bliska i na spokojnie obejrzeliśmy ponownie Blue Mountain jakie widzieliśmy fragmentarycznie pierwszego dnia zaraz po starcie z Camden.
Mieliśmy zaplanowane jeszcze latanie nad Sydney z oglądaniem opery i mostu z powietrza a następnie latanie tuż nad powierzchnią oceanu przy klifach, ale niestety nadciągnęła burza tropikalna, coś jak to...
i musieliśmy szybciej zakończyć naszą lotniczą część australijskiej przygody. Szkoda, pozostało we mnie małe uczucie niedosytu... na pewno musze tu wrócić i raz jeszcze wzbić się w przestrzeń powietrzna antypodów.., może następnym razem wschodnie wybrzeże i umierająca rafa koralowa???
Wieczorem dotarliśmy z Camden do Sydney i pobiegliśmy nad ocean pochlapać się w wodzie. Zimna, ale przyjemna kąpiel czy raczej brodzenie, bo fale ogromne i ciemno. Nie wiem czego bardziej się baliśmy fal, czy potencjalnego spotkania się z rekinem w tej ciemności. Przy okazji oglądaliśmy niesamowity spektakl świetlny, bo na ciemnym niebie na horyzoncie trwała potężna burza tropikalna z kanonadą błyskawic przecinających niebo w różnych kierunkach. Niestety na zdjęciach jej nie widać, było za ciemno a ja nie mogłem uchwycić momentu z błyskawicami ...
Z ciekawostek sydneyskich - Ibisy przeszukujące śmietniki jak u nas kawki i gawrony ... nie wiem dlaczego ale te ptaki kojarzą mi się wyłącznie ze starożytnym Egiptem i hieroglifami... i jakoś tak mocno "skrzeczała" rzeczywistość od tego widoku.
Kulinarne odkrycie - przesmaczny deser z mielonych liści zielonej herbaty z czymś tam jeszcze - pycha!
Widzę, że jest tak jak miało być! Genialnie!
OdpowiedzUsuń