Po godzinie dojeżdżamy w piękne miejsce. Skrzyżowanie, przełomu Dunajca, z Bieszczadami a wszystko okraszone roślinnością typowa dla lasu deszczowego ;) Robimy około 2-godziny spacer do Twin Waterfalls.
Na wielu roślinach widać ślady pożaru który szalał tu latem (czyli w styczniu). Siła przyrody zawsze budzi we mnie szacunek. Niektóre pnie mocno zwęglone, a mimo to rośliny odbiły i las się błyskawicznie regeneruje.
Po uroczej wycieczce, powrót do Coolangatta na lotnisko Gold Coast, odprawa, tankowanie i start do Hervey Bay. Wciąż mnie zadziwia tutejsza łatwość i normalność użytkowania samolotu jako środka codziennej komunikacji.
I latanie jakie najbardziej lubimy. Nisko...
Piękny zachód słońca znów z pokładu i kolejne lądowanie po zmierzchu. Te lądowania po ciemku to nie tyle jakieś marzenie, co po prostu kwestia krótkiego dnia o tej porze roku. Słońce zachodzi 17:15.
Po przyjeździe do moteliku okazało się że niestety ja wygrałem zakład z Robertem. Bagażu nie ma i British Airways nie odpowiada na żaden telefon ani mail.... Miła Pani z lotniska w Sydney informuje mnie, że w systemie nic się nie zmieniło... bagaż niby jest, ale jakby od dwóch dni wciąż w podróży z Londynu do Sydney... i brak oznaczenia przewidywanego terminu dostarczenia do mnie.
Idziemy na pyszna kolacje, po której znów padamy jak "muchy" spać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz