sobota, 29 kwietnia 2017

Podróż - dzień pierwszy Warszawa-Kopenhaga-Sztokholm-Londyn

Pobudka o 3:45 po niecałych 2 godzinach snu. Warszawa żegnała nas chłodem, co tym bardziej wzmagało myślenie o tym co przed nami przez najbliższe 2 tygodnie.
Pierwszy etap podróżny na dziś to:

Lot szybki, z dużymi turbulencjami, ale zmęczenie i tak wbija w otępienie i półsen. Po 55 minutach lądujemy w zimnej i rozpadanej Kopenhadze. Leje tak bardzo, że kilka kroków po płycie lotniska powoduje że jesteśmy zupełnie mokrzy. Dalej truchtem do właściwego gate'u bo mamy tylko 40 minut na przesiadkę do kolejnego samolotu. W głowie wiele ciepłych myśli o obsłudze lotniska, by nasze bagaże szczęśliwie przepakowano do samolotu do Sztokholmu, bo byłby to dla nas potężny kłopot (3 odcinek lotu nie jest łączony z tymi dwoma pierwszymi).

Na kolejny lot razem z nami w terminalu czeka grupa około pięćdziesięciu 10-12 letnich chłopców z Chin? Wietnamu? Są nieprawdopodobnie karni. Nie krzyczą, nawet nie rozmawiają za głośno. Na twarzach powaga. Nawet w oczach nie widać dziecięcego błysku radości. Na jedna, wydaną półgłosem przez opiekuna komendę ustawiają się kranie dwójkami, a na kolejną w wężyk. Jak automatyczny taśmociąg podchodzą odprawiać się do gate'u. W tle widzimy 3 europejskie rodziny. Łącznie 7 dzieci. Rozkrzyczanych, biegających bez ładu we wszystkich kierunkach. Buzie roześmiane. Z jednej strony mali chińczycy wzbudzają mój zachwyt i podziw, ale zaraz przychodzi refleksja nad tym, jakimi metodami uzyskuje się tak bezwzględny posłuch w tak małych i pełnych emocji chłopcach. Chwyta mnie przerażenie, bo zacząłem myśleć jak bardzo wyzutymi z emocji dorosłymi mężczyznami mogą się stać..
Wsiadamy do drugiego samolotu. Kierunek ...

Lot znów krótki. Niewiele ponad 40 minut.
Sztokholm miał być według prognozy zimny (4-5 stopni) i deszczowy. Przywitał nas pięknym słońcem i temperaturą ponad 10 stopni, tylko .... aż chciało by się skopiować mój tytuł z wpisu o Budapeszcie podczas poprzedniej wyprawy do Australii ... dziś Sztokholm to miasto wiatru ;)

Po przylocie udało nam się szybko odprawić bagaże na nasz wieczorny lot do Londynu i pojechać do miasta na zwiedzanie.
Dawno tu nie byłem, choć kiedyś bywałem w miarę regularnie. Kilka razy w roku, W centrum widać sporo nowych inwestycji. Żurawie, wszechobecne płoty budów. Poza tym chyba nic się nie zmieniło. To miasto bardzo przyjazne człowiekowi. Lubię je. Zawsze gdy tu jestem, czuję wyraźnie, że to JA  jestem podmiotem starania się tego państwa czy miasta o to, bym czuł się tu dobrze i bezpiecznie.

W ramach pięknej, słonecznej soboty sztokholmianie wylegli masowo na ulice. Pierwsze kwiaty na drzewach.

Kawiarnie pełne. Nawet ogródki zapełniają się pijącymi kawę czy piwo.
Pospacerowaliśmy trochę po starym mieście






i jak to zwykle ja, wynajdywałem fascynujące mnie ujęcia "z życia miasta":


albo to poniżej, pokazujące jak można przebudować niektóre ulice, by mogły na nie wjechać tylko autobusy a wjazd każdej osobówki kończył się uszkodzeniem samochodu. Zastanawiam się co spowodowało aż taką desperację służb miejskich Sztokholmu, bo to raczej chyba w tej kulturze niecodzienne... raczej bym się tego spodziewał u nas..


o kadry które wzbudzają u mnie zawsze szybsze bicie serca ;) .... kocham stare samochody, a garbusy zajmują w tej miłości miejsce centralne...


Ile razy widzę garbuski, tyle razy targają mną wyrzuty sumienia że swojego sprzedałem, zamiast odkładać na remont i go odreanimować, sprzedałem mojego brata... ech...

Po lunchu w trakcie którego obsługiwał nas kelner o urodzie arabskiej, mówiący zupełnie ładnie po polsku! wybraliśmy się do Muzeum Vasa. Kto nie był polecam! Nie tylko dla miłośników historii czy marynistyki.











Następnie spacerem przez miasto 








do pociągu i powrót na lotnisko Arlanda na lot do.


Dotarliśmy na Heathrow. Lubię atmosferę tego lotniska ... no może poza takimi przejawami komerchy ;)


No i chwilka na herbatę i lecimy dalej.. ponoć to najdłuższy rejsowy lot wykonywany jednym samolotem... przed nami ponad 21 godzin lotu.

Londyn-Heathrow 29 kwietnia 2017 r. 

piątek, 28 kwietnia 2017

No to ruszamy... przed nami 2 tygodnie przygody - wyprawa Flying Australia 2017

Znaczy za 5 godzin startujemy z Warszawy, na razie plan wyprawy Flying Australia 2017 wygląda tak:

Z doświadczenia wiemy jednak, że pomimo dokładnych wielomiesięcznych przygotowań, studiowania map, przeszukiwania Internetu w poszukiwaniu jak najaktualniejszych informacji, ostatecznie zawsze dochodzi do jakiś modyfikacji trasy. Jesteśmy na to przygotowani... powiem więcej, chyba nawet troszkę czekamy na dodatkową dawkę adrenaliny w trakcie tej przygody.

Zatem, do zobaczenia w podróży!

Warszawa 28 kwietnia 2017 r.